Polka i Marokańczyk patrzą na siebie

Co najbardziej wkurza mnie w związku z Marokańczykiem

Nikt mnie nie potrafi wkurzyć, tak jak mój Marokańczyk. Nikt mnie nie zagotowuje do momentu tuż przed eksplozją i to w tak krótkim czasie. A jednocześnie nikt mnie tak szybko nie uspokaja. Nikt mnie tak nie wspiera. Nikt nie pomógł mi uporać się z trudnymi emocjami tak jak on. Nikt nie uczestniczył tak bardzo w budowaniu mojej pewności siebie. Jesteśmy kompatybilni. 
Jednak to nie jest post różowy jak moje nowe włosy i słodki jak marokańska herbata. To jest post o tej pierwszej części – czyli jak on mnie WKURW… eeem podnosi ciśnienie. Jak on mi podnosi ciśnienie. 

Marokańczyk i jego podejście do czasu

Prawie wszystkie nasze kłótnie rozbijają się o podejście do czasu. Pięknie obrazuje je poniższy obrazek:

Zatem ogłaszam wszem i wobec, że dla większości Marokańczyków godzina na zegarku lub godzina umówiona z najważniejszą kobietą świata to po prostu jakiś mało istotny punkt odniesienia. Bardzo mało istotny. Z dużą granicą błędu.

Ja się wściekam. On nie rozumie, o co.

Wiele miesięcy mi zajęło zrozumienie, że Marokańczycy tak po prostu mają. Wiele miesięcy rosnących gul w gardle, fochów, zgrywania niedostępnej i lamentów, że on mnie wcale nie kocha.

No bo jak można powiedzieć „za godzinę”, a zadzwonić za 3 godziny? Jak można powiedzieć „zaraz kończę”, a odezwać się po pół dnia? Jak można powiedzieć „wrócę wcześnie”, a wracać o 1 w nocy?  Ktoś ma logiczne wytłumaczenie? A wiecie, co było najlepsze? Że on naprawdę, ale tak naprawdę nie rozumiał, dlaczego ja jestem wściekła. Patrzył na mnie tymi czarnymi oczami pełnymi niedowierzania i pytał „Coucou what happened?” Zawsze tak samo pytał. Ewidentnie jest niewyuczalny w tym temacie. Mimo że powtarzałam swoją tyradę o chociaż względnej punktualności dziesiątki razy. Prosiłam, żeby po prostu dał mi znać, gdy mu coś nie pasuje, jest zajęty, nie ma ochoty. No po prostu mi powiedz ty cholerny Moroccan Prince! Nie działa. Do teraz nie działa. 

Kobieta i mężczyzna Marokańczyk patrzą na meczet w Casablance

Studium przypadku – Polka vs. Marokańczyk

Gdy jesteśmy razem, zupełnie inne traktowanie przez nas czasu nie jest aż takie dotkliwe. Silnie na siebie oddziałujemy. Zatem ja się robię bardziej marokańska, on bardziej polski i bez problemu znajdujemy złoty środek. Z resztą ja się na stałe zrobiłam bardziej marokańska. Osoby, które znają mnie prywatnie, widzą ogromną różnicę. Dlatego często słyszę:

Hhhhh ale ty masz teraz wszystko w dupie.

Ano mam. Nie wszystko, ale dużo rzeczy, bo zrozumiałam, że stres zabija. A ja chcę długo żyć. I długo być młoda. 

Ale jednak czas marokański, godzina trwająca 4, wszystko przekładane na jutro – to dla mnie za dużo.

„Nie mów, że na mnie czekałaś.” Przy tym tekście moja wewnętrzna bomba zawsze eksploduje. No wyobraź sobie księciuniu, że gdy się z kimś umawiam, to tak – czekam. 

Polka i Marokańczyk odwróceni tyłem patrzą przed siebie w ogrodzie Menara w Marrakeszu

Sytuacja sprzed kilku dni.

Blondynka w Maroku: Mam z Tobą ważny temat do obgadania, a nie mam czasu za bardzo. Więc jutro o 11 masz być wolny i dostępny. Niezależnie co by się działo, masz być wolny. (Umawiając się z nim, od razu biorę poprawkę na to, że w Maroku jest godzinę wcześniej niż w Polsce. Moroccan Prince sam z siebie tego nigdy nie uwzględnia, chociaż teoretycznie wie.)

Moroccan Prince: Haha, dobra. Widzę, że jesteś zdeterminowana. Czyli o 11 zadzwonisz, tak?

B: Tak. I internet miej włączony. I telefon naładowany.

M: W porządku. O 11. A teraz śpij, bo już późno.

Następnego dnia przychodzi rzeczona 11. Dzwonię. Internet ma wyłączony. Za kilka minut dzwonię jeszcze raz. Wyłączony. Dzwonię do kogoś innego. Trwa to dosłownie 4 minuty. Jednak w tym czasie Prince oddzwania, ja nie odbieram, a on pisze: „Widzę, że jesteś zajęta. Idę do gościa, który ma naprawić okno w domu.”

Wyobraźcie sobie poziom mojego wkurwienia. Przyjaciółka skomentowała to jednym bardzo trafnym zdaniem:

On nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji.

I miała rację. Nie zdawał sobie sprawy.

Marokańczyk się nie spieszy

Dla Marokańczyka jutro lub za tydzień oznacza to samo. Czas się po prostu ma. I z niczym nie trzeba gonić. Inchallah. Jak Bóg da, to się zrobi. A jak nie, to będzie niezrobione i też się nic nie stanie. I o ile w wielu codziennych sytuacjach takie podejście bardzo mi pasuje i naprawdę zmieniło moje życie na lepsze, o tyle, gdy umawiamy się na konkretną godzinę, to krew mnie zalewa. Gdy słyszę: „za chwilę wychodzimy”, to ubieram się i stoję już w blokach startowych. A on się dziwi, że już jestem gotowa, kręci się, szczęścia szuka… 

Wiecie, co jeszcze nas różni? Nie lubię, gdy kilka kolejnych dni z rzędu upływa na niczym. Już dawno wyleczyłam się z szalonej produktywności. Ale, gdy nie mam nad czym pracować, chcę robić coś przyjemnego. Chcę doświadczać, być w ruchu. Choćby to znaczyło wyjście z nim do banku i stanie w kolejce. Natomiast Moroccan Prince i wielu mu podobnych raczej nie ma problemu, że każdy dzień wygląda tak samo. Że dni kręcą się wokół posiłków. Że nie wnoszą nic nowego. Oczywiście do czasu, bo i na niego w końcu spada poczucie dni przelatujących przez palce. Ale dochodzi do tego dużo później niż w moim przypadku.

Polka i Marokańczyk trzymają się za ręce

Myślę, że w relacji z Marokańczykiem warto zapoznać się ze słowniczkiem:

  • soon – może za godzinę, może za 8 godzin.
  • I have to do something – noooo jak będę miał nastrój, to to zrobię.
  • Give me a while – ale w czym jest problem, żeby zrobić to za 3 godziny? Albo jutro?
  • My phone is dead – telefon mu padł, tak naprawdę nikt nie wie, dlaczego.
  • no connection – wyklepał cały limit internetu w telefonie na oglądanie głupich filmików i odezwie się z domu albo kawiarni, jak złapie wi-fi.
  • We will see – prawdopodobnie nie
  • Leave that for later – później Ola, później. Mamy czaaaaas.
  • tomorrow – za tydzień. Lub też nigdy.

Na koniec wrzucam link do video, które nagrałam jakiś czas temu, a traktuje o tym samym temacie.

Mój Marokańczyk w aspekcie czasu jest klasycznym, stereotypowym Marokańczykiem. Nie wszyscy na pewno tacy są. Ale ja osobiście nie znam punktualnego.

A jak to jest u Ciebie? Masz podobne problemy? A może Twój partner jest poukładany i poważnie podchodzi do czasu?

9 thoughts on “Co najbardziej wkurza mnie w związku z Marokańczykiem

  1. Borze szumiący jak ja się cieszę, że mój egzemplarz jest wybrakowany pod względem typowych cech marokańskich! To podejście (którego z resztą czasem doświadczam podczas pobytu w Maroku) jest absolutnie nie na moje nerwy – jak już coś mam zaplanowane to życzę sobie żeby odbyło się mniej-więcej zgodnie z planem, uwielbiam być na czas w kinie, w restauracji w której mamy zarezerwowany stolik, czy na umówione spotkanie ze znajomymi. Jestem chyba szczęściarą, bo u nas to on przeżywa, jak jesteśmy 5 minut spóźnieni.

    1. 5 minut w przypadku mojego egzemplarza to jak 3 sekundy – niezauważalne ???? Z poważnym podejściem do czasu i planów wśród typowych marokańskich zachowań można dostać białej gorączki.

      1. Mój Marokańczyk już od dawna Marokańczykiem się nie czuję. Przesiąkł Europejską kulturą i nie ciągnie go tak bardzo aby odwiedzać swój rodzinny kraj (ku mojemu rozczarowaniu ???? bo ja Maroko lubię i jeździłabym tam jak najczęściej). Nie był nigdy jakoś specjalnie ale teraz tym bardziej nie jest typowym Marokańczykiem. Irytuje go, że jego rodacy wszystkie plany życiowe zwalają na „inch Allah”. Jest też bardzo a to bardzo punktualny, dba o organizację czasu, wszystko musi u niego chodzić jak w zegarku. To ja jestem mniej punktualna i potrzebuję na zorganizowanie się trochę czasu (jego utrapienie gdy gdzieś wychodzimy ????) . A dla niego liczy się szybkość, efektywność i punktualność. Nienawidzi się spóźniać i jeśli może to wszędzie woli być przed czasem. Być może to wpływ otoczenia, bo skoro Twój Marokańczyk jest w swoim kraju to ten kraj tak na niego działa. Pozdrawiam ????

  2. Ha ???? Znam to, mój Marokańczyk ma podobnie ???? Choć jeśli chodzi o mnie, stara się bardzo :)
    Pytanie, jak ty zamierzasz wrócić do Maroka… Patrząc na to co się dzieje, to zamknięte granice mogą być do końca roku ????‍♀️

    1. Dwa tygodnie później Maroko jest już częściowo otwarte ;) Zgodnie z moimi przewidywaniami – bez ładu i składu, w najmniej oczekiwanym momencie.

  3. O matko! Jakbym czytała o moim Hichamie. I to zdziwienie „O co właściwie chodzi?”.
    Do słowniczka dodałabym jeszcze „Talk to you later” często oznacza „jutro”

  4. Nigdy nie pomyslam, ze tyle Polek jest z marokanczykami! Bardzo milo, ze jednak sa takie fajne, ootwarte i ciekawe swiata kobiety! Zyjac w Londynie nigdy nie poznalam takiej drugiej pary, a bardzo chetnie poznam!
    Moj Marokanczyk to przeciwienstwo 'typowego marokanczyka’, punktualny, okropnie odpowiedzialny i pracoholik :D Chyba jedyna jego marokanska nalecialosc – to tesknota zxa sloncem i dobrym jedzeniem!
    pozdrawiam!

Comments are closed.

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top
error: Nie kopiuj mojej pracy, dziękuję.