kobieta i mężczyzna na pustyni w Maroku Merzouga

Sahara – wycieczka Blondynki na własną rękę. Dlaczego? I dlaczego było doskonale?

Pustynia w Maroku na własną rękę – co mnie tam sprowadziło?

Marzyłam o Saharze. I pojechałam na Saharę na własną rękę. Obserwować pustynne wydmy i odpoczywające wielbłądy z brzegu basenu. Uwierzysz, że na Saharze znalazłam się przez film? Znowu przez film.
W filmie widziałam Ogród Majorelle w Marrakeszu. W filmie też zobaczyłam marokańską Saharę – największą pustynię na świecie z tak rozgwieżdżonym niebem, jakiego nie potrafiłabym sobie nawet wyobrazić. No dobra, największą gorącą pustynię na świecie. Jednak nie oszukujmy się, bez „gorącą” brzmi bardziej doniośle.

Co to był za film? Wstyd się przyznać, bo jego warstwa fabularna jest tak żenująca, no ale… Głęboki wydech. „Kobiety mafii”. W „Kobietach mafii” jedna z bohaterek znalazła się w Maroku, a po serii bardzo realnych wypadków trafiła na Saharę, gdzie wylądowała w ramionach pięknego Araba i pod nocnym pustynnym niebem wypowiedziała szahadę bez zająknięcia, jakby płynnie posługiwała się arabskim. A w sumie nawet nie wiedziała, co mówi. Więc chyba się nie liczy.

Wybaczcie mi, że moje rozemocjonowane serce przepadło w tym banale, no ale przepadło. Patrzyłam na ten obrazek i myślałam, że ja teeeeż tak chcę. Chcę obudzić się w namiocie na pustyni, chcę nosić turban jak Saharawia i patrzeć w gwiazdy. W taką ilość gwiazd, jakiej wcześniej nigdy nie widziałam.

kobieta i mężczyzna na pustyni w Maroku Merzouga

Maroko – pustynia na własną rękę czy z biurem?

Dosyć długo ta podróż wydawała mi się mało realna. Bo to daleko, pod granicą z Algierią. Bo myślałam, że noc w desert camp kosztuje miliony monet. I że w ogóle to wszystko będzie ciężko ogarnąć. Sprawdzaliśmy oferty wycieczek zorganizowanych. Za karę nawet bym nie pojechała na taką wycieczkę. Program napięty jak baranie jądra. Moi rodzice byli na objazdówce w Niemczech. Jeden taki niewypał w rodzinie wystarczy. Pogadałam z kolegą, który pracuje w agencji turystycznej i zgodnie stwierdziliśmy, że ja umrę lub kogoś zabiję na takiej wycieczce. Bo ja lubię wolno, w moim tempie. Bo ja chcę doświadczać i przeżywać, a nie odhaczać punkty. Jak wygląda przykładowy program wycieczki zorganizowanej? Noc w autobusie, posiłki w hotelu, przejażdżka wielbłądami po pustyni, kolacja, ognisko, muzyka na żywo, nocleg, dzień w autobusie. Albo trasa Meknes – Merzouga – Warzazat – Marrakesz – Meknes w 3 dni. Jakieś 1500 km w autobusie w 3 dni. Normalne to? Chyba nie.
Zaczęłam więc sprawdzać, co, jak i za ile. I okazało się, że można. Całkowicie na własną rękę i w dodatku bez samochodu.

No to w drogę na wycieczkę na pustynię

Na Saharę przyjechaliśmy autobusem. Jest to jedyna opcja transportu poza wynajęciem samochodu. Szukając transportu na pustynię w Maroku, najłatwiej za cel obrać sobie miejscowość Merzouga. Jechaliśmy w nocy, autobus był komfortowy, nie było najgorzej. Nasz hotel znajdował się w wiosce Hassi Labied kilka kilometrów od najbardziej popularnej Merzougi i było to najwspanialsze miejsce, w jakim dotychczas nocowałam w Maroku. Wybór doskonały. Basen, przestronny pokój z wyjściem na taras, piękne patio, widok na pustynię i parking wielbłądów. Gdy przeczytałam w jakimś opisie „parking wielbłądów”, pomyślałam, że komuś padło na głowę. Parking wielbłądów, no jeszcze czego. Ale przyjechaliśmy o świcie do hotelu i naprawdę przed oczami miałam mnóstwo wielbłądów, a za nimi tylko pustynię.

Dar Marhaba znalazłam na bookingu. Hassan prowadzi dla obiektu też konto na instagramie, gdzie znajdziesz jego bezpośredni numer telefonu.

wielbłądy na pustyni Merzouga w Maroku
Parking wielbłądów, proszę państwa.

Nocleg doskonały na pustyni w Maroku

Ale wiecie, co było najlepsze? Dar Marhaba, bo tak się nazywa hotel, ma wspaniałego gospodarza imieniem Hassan. Gospodarza, który sprawi, że poczujesz się doskonale. Przyjechał po nas do autobusu, zaproponował podwózkę do Merzougi, gotował dla nas codziennie przepyszne jedzenie w naprawdę niskiej cenie i donosił mi kolejne dzbanki kawy. Dla nas te miejsce było przenajlepsze. Cisza, widok, który odbiera mowę, smak świeżego soku pomarańczowego, obiady przy basenie. Magia. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego miejsca.

W Dar Marhaba naprawdę odpoczęłam. Poczułam się jak w bajce. Nie wierzyłam, że w moim życiu może być jeszcze piękniej, a okazało się, że może. Myślę, że to zasługa natury, ciszy, braku ludzi. Moje destynacje to zazwyczaj miasta. W Hassi Labied było kilkanaście ulic, a wokół naszego hotelu kilka innych budynków, wielbłądy i ogrom przestrzeni. Zdecydowanie ta przestrzeń zrobiła mi dobrze. Gdy wspominam pierwszy poranek na pustyni, zalewa mnie ten błogostan, który czułam wtedy. Wschód słońca nad wydmami, które wyglądają jak szczyty gór. Słońce lekko piekące skórę, gdy jedliśmy śniadanie koło 13., nogi wyciągnięte przed siebie, filiżanka kawy w dłoni i ramię najlepszego męża ever, na którym opieram głowę. 

nocleg na własną rękę na pustyni Merzouga w Maroku riad
Dar Marhaba – doskonałe miejsce na nocleg na pustyni

Merzouga – pustynia i atrakcje dodatkowe

Spędziliśmy też noc w obozie na Saharze, który nie kosztował miliona monet, a wyglądał prawie jak z „Seksu w Wielkim Mieście”. Oczywiście są takie, które kosztują ponad 1000 zł za noc. Są takie, do których bym się brzydziła wejść. I są pośrednie. A że my do bogatych ludzi nie należymy, wybraliśmy opcję pośrednią, która spełniła moje oczekiwania na 100%. No może oprócz śniadania, które za świeże nie było. Za to zrekompensowali kolacją.

Gdzie znaleźć obóz na Saharze na własną rękę?

My obóz znaleźliśmy osobno na bookingu. Jest ich mnóstwo. Być może cię zaskoczę, ale to nie jest bardzo ekskluzywne doświadczenie. Po przyjeździe do Dar Marhaba okazało się, że w zasadzie każdy obiekt oferuje też nocleg na pustyni albo chociaż przejażdżkę wielbłądami. Myślę, że warto najpierw przejrzeć ceny z booking, żeby mieć pojęcie, ile taka atrakcja może kosztować. Czyli nie dać się naciągnąć na bardzo zawyżone ceny oferowane na miejscu. Nie mówię, że są zawyżone, ale znając podejście niektórych Marokańczyków do turystów, mogą być. Dlatego, organizując wyjazd na własną rękę, warto się najpierw rozeznać.

Jak się dostaliśmy do naszego desert camp? Z obozu przyjechało po nas auto z napędem 4×4. W sumie w tej okolicy widziałam tylko takie. Zabrało nasze bagaże i nas, przekonanych, że jedziemy do obozu. Okazało się, że panowie byli pewni, że my chcemy na wycieczkę, zobaczyć, jak żyją nomadzi (tacy prawdziwi nomadzi!), ale ja nie chciałam. Nie lubię mieć za dużo atrakcji, męczy mnie to, nie przeżywam tak, jak lubię. Bardzo nie lubię, gdy jest za szybko. Zostawili nas zatem w Merzoudze, gdzie trochę pochodziliśmy, zrobiliśmy masę zdjęć, zjedliśmy tajin w spelunce. I zostaliśmy zatrzymani przez policję za brak maseczek. Kolejny raz napiszę pean mojemu mężowi, który po prostu jest lwem. 

Panie policjancie…

  • Dokumenty. Nie macie maseczek.
  • Chyba żartujesz. Tu nikt nie ma maseczek.
  • Proszę dokumenty. Obowiązek noszenia maseczek nadal obowiązuje.

Po zlustrowaniu mojego paszportu dostałam go z powrotem. Ja płacić nie muszę, nie jestem Marokanką (kolejna eksplozja mózgu). Mój mąż – 300 dirhamów. Zaczął się śmiać, że nie ma zamiaru za nic płacić. Policjant powiedział, że w takim razie wypisuje mandat. „Marhba, wypisuj”. Na to policjant się zmieszał, zaczął coś grzebać, przewracać kartki w notatniku. Lew zaczyna jeszcze raz: „Tak traktujecie tu turystów? Nikt nie nosi maski. Uważasz, że to w porządku wystawiać mi mandat tylko dlatego, że nie jestem stąd?’. No i policjant zbastował. Kazał nam iść do sklepu po maseczki. A w sklepie dowiedzieliśmy się, że policja zatrzymuje tylko osoby spoza okolicy, że w ogóle nie czepia się miejscowych. I że im bardzo przykro, że to nas spotkało, bo ludziom w wiosce zależy na dobrej opinii turystów, a nie wspomnieniach zapłaty 300 dh, które poszły w kieszeń policjanta. Bo przecież nie do skarbu państwa. 

Merzouga desert camp – obóz na pustyni (nareszcie!)

Ale! Jak w końcu trafiliśmy do naszego Sahara camp? Na wielbłądach! Wsadzili nas na wielbłądy i heja. Przed siebie. Na grzbietach tych pięknych zwierząt spędziliśmy jakieś 2 godziny, zagłębiając się w wydmy coraz bardziej i widząc wokół siebie tylko piach i niebo. Wsiadając na wielbłąda, nie ufałam mu wcale. Byłam spięta, najlepiej przykleiłabym się do siodła na super glue. Z czasem zaczęłam czuć jego rytm, przestałam się trząść w środku, przyszedł spokój i swoboda. I z tym spokojem rozglądałam się wokół siebie, chłonąc ogrom i piękno tego, co mnie otacza. Przewodnik zapytany, w jaki sposób odnajduje drogę, beztrosko odpowiedział, że po starych śladach wielbłądów. I szedł krok za krokiem przed siebie, aż zaczął zbliżać się zachód słońca i wysłał nas na wysoką wydmę, aby stamtąd podziwiać ten majestatyczny pokaz.

kobieta na pustyni oczy kobiety w chuście

W tamtym momencie najpiękniejszy nie był zachód słońca. Najpiękniejsza była nasza radość, dziecięca, niczym niezmącona. I niedowierzanie, że naprawdę tu jesteśmy. Razem. Kolejny raz, pytając siebie, jak to możliwe i dziękując Bogu, że tak splótł nasze ścieżki.

Obóz oświetlony ciepłym blaskiem latarni czarował i zabierał w świat baśni tysiąca i jednej nocy. Herbata z miętą, ognisko, melodia bębnów, która wprowadza w trans. I gwiazdy. Mnóstwo gwiazd. 

desert camp obóz na pustynina własną rękę Merzouga Maroko

A po tym wszystkim kłótnia, foch z przytupem, oboje obrażeni na cały świat. Uwierzysz? Mogłabym o tym nie mówić, ale takie jest życie.

Kiedy wszystko wydaje się idealne, coś musi się spierdolić. Żeby potem znowu mogło być idealnie.

I rano było. Kawa wypita na piachu, pustynne żuki, wielkie i czarne, zagrzebujące się w głąb piaszczystej powierzchni, śmiech podczas upadków na sandboardzie… A potem zrobiło się zbyt gorąco, żeby wytrzymać, zapakowaliśmy swoje rzeczy i pojechaliśmy dżipem przez pustynię. Fajnie było? Dzięki, ale nie. Oboje byliśmy zieloni od wrażeń i z trudem zatrzymaliśmy zawartość żołądków w środku. Kierowca zawiózł nas do hotelu, gdzie czekał basen, leżaki, przepyszny obiad i ostatnie popołudnie na największej pustyni świata. A ja powtarzałam sobie w głowie, jak piękne jest moje życie.

kobieta i mężczyzna para spaceruje wśród palm, śmiejąc się

Czego nauczył mnie wyjazd na Saharę? Opowiem w innym wpisie, bo ten jest już zdecydowanie za długi.

Masz ochotę poczytać o mojej podróżny na własną rękę do Chefchaouen – Niebieskiej Perły? Wpis znajdziesz tutaj.

Jeśli podoba ci się to, co robię i lubisz moje teksty, możesz postawić mi wirtualną kawę. Dzięki temu wspierasz moje działania na blogu i dajesz możliwość pisać więcej. Dziękuję!

wirtualna kawa

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top
error: Nie kopiuj mojej pracy, dziękuję.