tetouan

Co robić w Tetouan? I dlaczego warto je odwiedzić?

Do Tetouan, czyli „Białego Gołębia” pojechaliśmy prosto z Chefchaouen – „Niebieskiej Perły”. Swoją drogą, mają fantazję Marokańczycy w nadawaniu przydomków swoim miastom.
W tym wpisie przeczytasz o moich podróżniczych perypetiach i, co bardziej istotne, dowiesz się sporo o samym mieście. Korzystaj do woli, planując swoją podróż do Tetouan!

Kobieta na tle mediny Tetouan
Widok na medinę Tetouan

Jak polsko-marokańska para wybiera się w podróż do Tetouan

Jest rano. W rzeczywistości marokańskie rano, czyli około 10. Spakowana do drogi i gotowa na dalszą część przygody (w końcu te dwa dni w Chaouen były wspaniałe!) pytam męża, czy jemy śniadanie tam, gdzie wczoraj. W odpowiedzi słyszę, że nie jemy śniadania, bo bez sensu, zjemy już w Tetouan, szkoda tracić czasu, nie będziemy się kręcić wokół mediny. I tak dalej, i tak dalej. Oczywiście wkurzam się, bo dla mnie śniadanie to świętość. O ile ja nie wyobrażam sobie podróży na głodno, o tyle mój wtedy nie-mąż w trasie je prawie nic, w ogóle nie ma apetytu. Niestety nie mam siły przebicia i kończy się na tym, że naburmuszona idę za nim do samochodu zostawionego na obrzeżach mediny. Przed sobą mam dużo schodów (w końcu jesteśmy w górach!) i trochę czasu, żeby ochłonąć. Tłumaczę sobie, że to niedaleko. Tylko 65 km. 

Napis I love Chefchaouen
Stąd ruszamy. Ale nie jest tak kolorowo, jak na załączonym obrazku.

Odpalamy silnik i w drogę? Nie tak szybko!

Po wyjściu z mediny schody, tym razem te przysłowiowe, zdają się nie kończyć, a wręcz dopiero zaczynać. Pamiętasz, jakim samochodem pojechaliśmy na naszą wycieczkę? Mówiąc eufemistycznie, słabym. Szczegóły we wpisie o Chefchaouen. Zatem idziemy do samochodu, który nie chce zapalić. Nie mamy pojęcia, co się dzieje, ale za to wiemy, że przy stanie technicznym tego samochodu zadziać może się wszystko. Sytuację ratuje nasz „parkingowy”, który łapie taksówkę i jedzie po znajomego mechanika.

W międzyczasie namawiam nie-męża na śniadanie, ale ten uparcie nie potrzebuje. Nieważne, że ja potrzebuję. On nie idzie. Kiedy ja mówię, że idę, słyszę tylko, dlaczego muszę być jak dziecko. Ja! Jak dziecko! Jeszcze bardziej obrażona spaceruję  ulicą i oglądam widoki, a z niektórych miejsc naprawdę jest co podziwiać. Wspominałam już, że jesteśmy w górach, prawda? Nagle z zza zakrętu wyłania się samochód mechanika i kompletnie burzy poranną ciszę miasta. Swoją drogą, nigdy nie przywykłam, jak bardzo ciche są marokańskie miasta z rana i jak długo to „rano” trwa. W Polsce o 9. miasto tętni, w Maroku jest to dopiero czas na powolne wybudzanie się.

Tymczasem okazuje się, że nasz problem wcale nie jest poważny, bo to tylko kompletnie rozładowany akumulator. Z drugiej jednak strony, niezbyt wesoło to brzmi, jeśli akumulator rozładowuje się do zera nieużywany zaledwie przez dwa dni. Z dużym opóźnieniem, poinstruowani, żeby co najmniej raz na dobę odpalać silnik i dać mu chwilę pochodzić, wsiadamy w nasze nieszczęsne auto z wypożyczalni bez ważnych badań technicznych i ruszamy w drogę do Tetouan. Google Maps pokazuje 1 h 23 min. Och, jakże srogo się myli.

Trasa Chaouen – Tetouan. Czyli droga przez mękę.

Trasa z Chaouen do Tetouan prowadzi przez góry. Jest wąsko i kręto. Do tego na większości trasy są remonty z otwartym tylko jednym pasem i ciężarówkami od czasu do czasu blokującymi przejazd. Z drogi pamiętam najbardziej kosmiczne ilości kurzu i pyłu. Przy braku klimatyzacji i konieczności jazdy z otwartymi szybami, możesz sobie wyobrazić, jak bardzo nam ta pylasta trasa się podoba.

Dojeżdżamy jednak do miasta i już witamy się z gąską, kiedy okazuje się, że wcale tak dobrze nie będzie. Ja zostaję nawigatorem, bo, przynajmniej w tym czasie, GPS w Maroku nie działa. Muszę ogarniać mapę i podążać za pokazującym naszą pozycję punkcikiem, który od czasu do czasu przeskakuje w zupełnie nieoczekiwane miejsca. Jest wesoło. Oczywiście gubimy drogę, wygląda na to, że dłuuugo, długo nie będziemy mogli zjechać z wielopasmowej i dwupoziomowej trasy, a kiedy w końcu się udaje, lawirujemy bocznymi ulicami, próbując dojechać do centrum miasta.

Kolejny raz witamy się z gąską, według mapy do naszego riadu jest nie więcej niż kilometr. Ale! Do mediny oczywiście nie da się wjechać samochodem. Musimy zostawić go na parkingu, a o miejsce postojowe trudno. Znajdujemy na mapie podziemny parking i próbujemy trafić tam. Jesteśmy bardzo blisko, naprawdę blisko. Tyle że od parkingu oddziela nas sieć jednokierunkowych uliczek, po których kręcimy się chyba z godzinę, próbując znaleźć wyjście.

Marokańskie opanowanie?

Mój mąż, a wtedy nie-mąż, jest w tamtym momencie bardzo świeżym kierowcą. Nie traci jednak rezonu i w skupieniu lawiruje po wąziutkich uliczkach pełnych zakazów skrętu, a to w prawo, a to w lewo. Podziwiam go i staram się nic nie mówić. Po wszystkim, gdy już wysiadamy z samochodu na parkingu, oznajmiam mu, że jestem bardzo z niego dumna i że gdybym to ja miała prowadzić to auto, po prostu zatrzymałabym się na środku drogi, rozpłakała i wyszła, zostawiając samochód na pastwę losu.

Pamiętasz jeszcze, że my nadal nic nie jedliśmy? 

Jest około 17., kiedy siadamy w końcu zjeść „śniadanie”. Burgery, naprawdę dobre burgery, co w Maroku się często nie zdarza. Ale Tetouan jest inne.

Co warto wiedzieć o Tetouan?

Tetouan jest całkiem dużym miastem (ok. 380 tys. mieszkańców), które leży w północnej części Maroka, blisko Tangieru. To region, który w przeciwieństwie do większości, nie był pod protektoratem francuskim a hiszpańskim. To widać wszędzie. Architektura ville nouvelle czyli nowej części miasta wybudowanej za czasów kolonizatora (w przeciwieństwie do mediny, która jest historycznym sercem miasta, typowo marokańskim) jest bardzo mocno hiszpańska. Szerokie aleje, wokół których wyrastają budynki w hiszpańskim stylu, wydają się prawie że wychodzić z mediny, zaczynając tuż za jej murami. Mimo niezwykle charakterystycznej architektury, nie da jednak się pomylić ich z Hiszpanią, bo detale są typowo marokańskie. Kształt okien, zdobienia, balkony… Pierwszy raz jestem w „pohiszpańskiej” części Maroka i jest to naprawdę ciekawe doświadczenie. Miasto po prostu zaprasza do spaceru. W końcu pozbywasz się tego uczucia, że zaraz cię ktoś rozjedzie, tak charakterystycznego dla większości marokańskich miast.

Tetouan architektura

Tetouan czyli Biały Gołąb

Na większości obszaru Maroka drugim językiem jest francuski. Nie tutaj. W Tetouan prędzej spotkasz Marokańczyka mówiącego po hiszpańsku niż po francusku. Menu w restauracjach też najczęściej jest po arabsku i hiszpańsku, tylko czasem dodatkowo po francusku. Oferowane dania również się nieco różnią. Zdecydowanie dużo powszechniejsze są ryby i owoce morza. Nie ma się co dziwić. W końcu ten północny cypel Maroka leży między Oceanem Atlantyckim z lewej i Morzem Śródziemnym z prawej. Dostęp do świeżej ryby jest praktycznie nieograniczony.

tajine z owocami morza

Marokańskie miasta lubią mieć swoje przydomki. Tetouan to „Biały Gołąb”. Ale też „Miasto złodziei”, choć wydaje mi się, że zdecydowanie przyjemniej pozostać przy tej pierwszej. Większość budynków Tetouan, a już na pewno mediny i przylegającej do niej ville nouvelle jest biała. Zatem Casablanca to nie jedyne białe miasto Maroka.

widok na Tetouan

Tradycyjny strój górali z Rif

Z Tetouan blisko do gór Rif, a w mieście mieszka sporo osób góralskiego pochodzenia. Nadal zdarza się, że na ulicach, w zwykłych, codziennych sytuacjach, można spotkać osoby noszące tradycyjne stroje z Rif. Kobiece są dużo bardziej charakterystyczne. Jest to słomiany, spiczasty kapelusz z pomponami oraz przewiązana w pasie duża, dość sztywna, pasiasta chusta. 

Strój górali z Rif w Tetouan

Medina Tetouan – dotknij historii

Medina Tetouan jest zdecydowanie najciemniejszą i najbardziej wilgotną, jaką zdarzyło mi się odwiedzić. W wielu miejscach jest też po prostu brudna. Przynajmniej tak ją zapamiętałam. Jednak jedna z najmniejszych medin Maroka wpisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a to o czymś świadczy. Przypisuje się jej dużą wartość ze względu na wpływy andaluzyjskie widoczne w architekturze i sztuce. 

7 bram mediny

Do mediny można wejść jedną z 7 bram, a za główną bramę prowadzącą do jej wnętrza uznaje się Bab Rouah. Z pewnością nie ze względu na jej okazałość, bo tak naprawdę nawet nie jest typową, marokańską bramą, a łukiem nad ulicą. Myślę, że to z powodu położenia, tuż przy jednym z głównych placów miasta, Place El Mechouar.

Widok na medinę od strony Placu El Mechouar
Widok na medinę od strony Placu El Mechouar

Wchodząc do mediny przez Bab Rouah i kierując się instynktem, czyli nie zbaczając w podejrzane zaułki, dochodzi się do głównej jej ulicy, Rue Laayoun, która jest wiecznie żywym soukiem (bazarem). Skręcając w lewo, wybierasz spacer między straganami z żywnością – górami pomidorów, ziół, rybami ułożonymi na blatach stołów i zagródkami z kurczakami. Idąc w prawo, dominują małe zakłady wytwarzające lub jedynie sprzedające najróżniejsze przedmioty typowe dla Maroka. Jest też kilka sklepów z towarem bardziej turystycznym – skórzanymi torbami, słomianymi koszami i kapeluszami, czy biżuterią.

Souk w medinie Tetouan jest zdecydowanie bardziej dla mieszkańców niż dla turystów, co, według mnie, jest miłą odmianą po wyreżyserowanym pod odwiedzających przepychu Marrakeszu. Naprawdę można poczuć tu klimat tradycyjnego, dawnego życia po marokańsku.

souk w medinie tetouan

Czy w medinie Tetouan jest ładnie?

Najstarsza część Tetouan nie jest z pewnością szalenie fotogeniczna (od środka), chociaż może po prostu nie dotarłam w te najładniejsze miejsca. Podobno północna część mediny jest pełna architektonicznych, andaluzyjskich cudeniek. Natomiast, z racji tego, że historyczna część Tetouan leży na wzgórzu, widok na nią z Parku Feddan i tarasów riadów wewnątrz mediny jest po prostu nieziemski. 

Jak znaleźć drogę w labiryncie mediny?

W medinie Tetouan pierwszy raz spotkałam się z pewnym systemem oznaczania dróg. Kto był w jakiejkolwiek marokańskiej medinie, ten wie, że naprawdę łatwo się tam zgubić. Plątanina wąskich uliczek, które w najmniej spodziewanym momencie kończą się ścianą nie pomaga. W Tetouane natomiast przynajmniej masz pewność, że wyjdziesz z mediny. Jak to możliwe?

Ulice mediny wyłożone są dużymi, prostokątnymi kamieniami. Główne drogi, które zaprowadzą cię do jednej z bram mediny, rozpoznasz po tym, że ich środkiem ciągną się 3 linie wertykalnie ułożonych kamiennych bloków. Ulice, które prowadzą do głównych dróg, oznaczone są podwójną linią kamieni, a ich odnogi – pojedynczą. Małe uliczki bez kamiennych płyt na środku do drogi do prywatnych domów lub… do nikąd. Daj sobie pobłądzić po tetouańskiej medinie, kierując się właśnie tym dawnym systemem i zobacz, którą bramą wyjdziesz z mediny tym razem!

Ville nouvelle, czyli nowe miasto Tetouan

Ville nouvelle czyli nowe miasto praktycznie wyrasta z mediny. Odczuwałam tam spójność. Nie miałam poczucia, że to nowe jest jakoś na siłę i nie na miejscu. Nowe miasto symbolicznie rozpoczyna się owalnym Placem El Mechouar, przy którym znajduje się Pałac Królewski, niedaleko niego najczęściej używana brama mediny – Bab Rouah, a od placu odchodzi najbardziej znana, reprezentacyjna arteria miasta – Aleja Mohammeda V. Idąc nią, unoś głowę wysoko i rozglądaj się wokół, bo wystawne budynki do złudzenia przypominające te z hiszpańskich miast, ale ozdobione arabskimi łukami i mauretańskimi detalami nie do pomylenia z niczym innym, robią ogromne wrażenie. Do tego malowane na zielono okiennice, niebieskie, stare taksówki… Jest pocztówkowo. Jest klimatycznie i pięknie. 

W centrum Tetouan jest czynny katolicki kościół!

Dużym zaskoczeniem może być czynny katolicki kościół przy Placu Moulay El Mehdi. To właśnie tam mój mąż pierwszy raz w życiu usłyszał kościelne dzwony. Cały kompleks budynków wokół placu robi duże wrażenie, nie tylko sam kościół. Warto przysiąść przy kawiarnianym stoliku i przyjrzeć się tempu miasta, bo sam plac nie jest deptakiem, a dość ruchliwym rondem z dziesiątką palm wewnątrz. 

Spacerując po nowym mieście, warto po prostu dać się ponieść nogom i podziwiać architekturę. Przy okazji bez problemu znajdziesz miejsce na obiad, które serwuje świeże ryby.

Odwiedzając ville nouvelle, nie zapomnij o Parku Feddan. Mi ciężko się nazywa go parkiem, bo nie ma tam żadnej zieleni, za to ilość kafelków zellij przyprawia o szybsze bicie serca. Lubią go też mieszkańcy. Wieczorami park zapełnia się tłumnie rodzinami i grupkami młodzieży. 

Kościół katolicki w Tetouan

Co robić w Tetouan?

Tetouan zdecydowanie nie należy do najpopularniejszych wśród turystów marokańskich miast, ale ma do zaoferowania naprawdę dużo. Po pierwsze, wyjątkowy klimat. Ponadto, zaskakującą architekturę. A na dopełnienie, pyszne jedzenie, nieco inne niż znane z dużych, turystycznych ośrodków. Spójrz na moją listę i przekonaj się, jak dużo turysta może robić w Tetouan.

  • Przespacerować się mediną kompletnie niepodrasowaną pod turystów, szukać ukrytych perełek i dać się ponieść gwarnej atmosferze souków.
  • Wejść na wzgórze Jbel Dersa, usiąść między grupkami Marokańczyków w każdym wieku i napić się kawy z widokiem na całe miasto.
  • Zobaczyć z bliska kasbę (fortyfikacje obronne) Tetouan.
  • Pozachwycać się zellij i odpocząć w Parku Feddan.
  • Obejrzeć zachód słońca z dachu jednego z riadów w medinie.
  • Podziwiać wyjątkową architekturę, spacerując wzdłuż Alei Mohameda V oraz Alei Prince Heritier i oczywiście wejść w mniejsze uliczki.
  • Usłyszeć dzwony czynnego kościoła katolickiego stojącego przy Placu Moulay El Mehdi.
  • Odwiedzić jedyną w swoim rodzaju szkołę – Dar Sanaa czyli Szkołę rzemiosła i sztuki narodowej, w której nauczana jest tradycyjna sztuka użytkowa Maroka, m.in. wytwarzanie kafelków zellij, dekoracyjna obróbki drewna, tkactwo, czy rzeźbienie w gipsie. 
  • Odwiedzić Muzeum Archeologiczne i kilka innych, mniejszych.
  • Wybrać się na jedną z pięknych plaż w pobliżu Tetouan.
  • Zjeść tajine z owocami morza.
zachód słońca w tetouan

Jak wspominam mój pobyt w Tetouan?

Do Tetouan chętnie bym wróciła dla relaksu. Bardzo podobał mi się tamtejszy klimat, wyczuwalne wpływy hiszpańskie i możliwość pobytu w dużo mniej turystycznym mieście Maroka.

Riad

Riad, w którym nocowaliśmy, miał bardzo ładne pokoje, stylowe łazienki z miedzianymi umywalkami i bez… drzwi do toalety. Była jedynie ścianka, która nie bardzo spełniała rolę odgrodzenia od reszty świata. Może nie każdy pokój był wyposażony w takie rozwiązanie, ale nasz był. O ile sam pokój i w ogóle riad mi się podobał, bo widok z tarasu niesamowity, wygodne kanapy na zewnątrz, piękne detale, czysto, o tyle brak drzwi do toalety nieco rujnował nastrój. Nie nieco. Po prostu rujnował nastrój. Bez wdawania się w szczegóły, świeżym parom nie polecam. Myśmy sobie wypracowali sposób na korzystanie z wc, ale następnym razem wolałabym nie.

kobieta w riadzie

Medina

Medina Tetouan za dnia podobała mi się bardzo, bo była naturalna i szorstka. Niewygłaskana pod turystę, niewypchana do granic możliwości turystycznym towarem. Oczywiste jest to, że medina Tetouan nadal jest domem dla ludzi, a sklepiki i usługi dostępne przy jej ulicach, mają spełniać ich potrzeby. Natomiast nocą było mi tam trochę straszno. Na tyle, że trzymałam się męża kurczowo i szłam szybko, aby jak najprędzej wyjść do nowego miasta albo otworzyć drzwi riadu.

I garść myśli

Dużo przeżyłam tam momentów z kategorii „och i ach”. Poranki i zachody słońca na tarasie riadu. Cudownie kojący dzień na plaży w Cabo Negro. Zieleń i przyglądanie się miastu z góry w Parku Jbel Dersa. Śniadania w miejscu typowym dla mieszkańców, zero turystów. Zellij, wszędzie zellij w Parku Feddan.

wzgórze jbel dersa tetouan

Mój pobyt w Tetouan był głównie spacerem. Czasem wracaliśmy po kilka razy w te same miejsca, bo po prostu przyjemnie było tam być. Wydreptałam główne trakty mediny w prawo i w lewo, zaglądałam niepewnie do wilgotnych zaułków, zastanawiałam się, kto wpadł na pomysł użycia czcionki Comic Sans, robiąc tabliczki z nazwami ulic. Przyglądałam się pohiszpańskim budynkom, zastanawiając się, jak wyglądało tu życie w czasach protektoratu. Pierwszy raz zjadłam tajine z krewetkami i zapłaciłam za niego śmiesznie mało. Dziwiłam się ilością jednokierunkowych uliczek. Musiałam kupić cienkie spodnie, bo było tak straszliwie lepko, że w moich letnich portkach z grubego lnu się zagotowałam. Zdecydowanie nie były to spodnie na marokańskie lato. 

Polecam Tetouan. Bardzo. Szczególnie tym, którym zależy na dotknięciu autentycznej duszy Maroka.

Wpis Ci się przydał? Uważasz, że robię dobrą robotę, dzieląc się moją wiedzą o Maroku? Postaw mi wirtualną kawę. Jednorazowo, już od 5 zł. W ten sposób pokazujesz mi, że warto rozwijać to miejsce i pisać więcej. Dziękuję!

wirtualna kawa blondynka w maroku

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top
error: Nie kopiuj mojej pracy, dziękuję.