Oczy arabskiej kobiety

Baśń o zaczarowanej pannie

Salam 3likum przybyszu. Usiądź wygodnie, rozgość się. Opowiem ci historię. Jedną z takich, które opowiada się rzadko. Jedną z takich, o której ludzie wolą milczeć.

Maroko stół, poduszki i ceramika na tarasie

Działo się to w kraju, gdzie gwiazdy na nocnym niebie są bardziej widoczne, bursztynowa herbata z miętą leje się strumieniami, a oczy ludzi błyszczą niczym czarne węgle. I obserwują. Zawsze.

W krainie tej, gdzie latem słońce parzy skórę, mieszkało dwóch mężczyzn. Pochodzili z jednej wsi, znali się od dzieciństwa i przez długie lata żyli w przyjaźni. Byli dla siebie jak bracia. Zawsze gotowi, żeby wspierać się nawzajem, darzyli się ogromnym zaufaniem. Brahim miał cztery córki i dwóch synów, a Abdelkadr – trzech synów i cztery córki.

Meczet i budynki w marokańskiej wsi

Pewnego dnia, gdy jeden z synów Abdelkadra skończył 21 lat, jego ojciec i matka pojawili się u progu domu Brahima. Jamila, żona Brahima, zniknęła w kuchni, żeby przygotować herbatę i harchę. Nie wypadało posadzić gości przy pustym stole. Po serii grzecznościowych „Labas, bikhir, hamdollah” Abdelkadr przeszedł do rzeczy.

— Chcę, żeby mój syn poślubił twoją córkę, Loubnę. Zgodzisz się?
Brahim zmarszczył czoło. Nie był pewien, czy Loubna będzie chciała wyjść za mąż. Miała dopiero 16 lat.
— Porozmawiam z córką i wtedy wrócimy do tematu.

Loubna się zgodziła. Była nad wiek dojrzała. Nie przerażała jej wizja zamążpójścia, a do tego ufała, że ślub z synem najbliższego przyjaciela ojca da jej dobre życie i ochronę.

Maroko osiołek

Minęło 6 lat i Abdelkadr ponownie zadał Brahimowi pytanie:
— Chcę, żeby mój syn poślubił twoją córkę, Khadiję. Zgodzisz się?

Khadija była inna niż Loubna. Mimo skończonych 19-stu lat nadal chciała być wolna. Nie marzyła ani o mężu, ani o dzieciach. Jeszcze nie teraz. Brahim wiedział o tym, dlatego odpowiedział:

— Nie, przyjacielu. Wiesz, że kocham cię jak brata, ale nie zmuszę córki do ślubu. Oddałem ci jedno moje dziecko. To wystarczy.
— A co z Mounirem? Jest już w takim wieku, że mógłby pojąć żonę. Lubię go. I Fatima też go lubi.
— Abdelkadrze, wiesz doskonale, jaki jest Mounir. Jego fascynuje świat, nauka. On nie zostanie w tej wsi. Fatima z pewnością znajdzie męża, któremu w głowie dom i rodzina, a nie włóczęga.

Czajnik z marokańską herbatą wlewaną do szklanek pełnych mięty

Abdelkadr przyjął odmowę dobrze. Przyjaciele rozstali się jak zwykle. Ale oczy Hassany, żony Abdelkadra, przyciemnił gniew. Możemy tylko zgadywać, co działo się w domu po ich powrocie. Kobiety z tej górzystej krainy są silne i dumne, a mężom suszą głowę, aż dostaną, czego chcą. Tym razem miało być jednak inaczej. Abdelkadr nie zamierzał wymuszać na Brahimie zmiany decyzji.

Wydawało się, że życie wróciło do dawnego stanu rzeczy. Mężczyźni nadal byli ze sobą blisko, a do tematu ślubów nigdy więcej nie wrócili. Z czasem rodzice zaczęli szukać męża dla Khadijy. Od początku wiadomo było, że będzie to małżeństwo aranżowane. Że mężczyzna ma być ze znanej Brahimowi rodziny, mieć dobrą opinię wśród sąsiadów. Khadija nie protestowała. Małżeństwa aranżowane były dla niej normalnością. Zaczęła też czuć, że to dobry czas na założenie rodziny. Hassana czekała zatem na wizytę Brahima w jej domu. Do takiej wizyty jednak nie doszło. Duma Hassany została urażona po raz drugi.

Rodziny Khadijy i potencjalnych narzeczonych spotykały się wspólnie, aby dać szansę młodym na poznanie się. Po trzech wizytach Khadija nadal nie miała przyszłego męża, choć jeden mężczyzna naprawdę jej się spodobał. Niestety ona nie spodobała się jemu.

Pół roku później odbyło się przyjęcie zaręczynowe Khadijy. Przyszły pan młody przyszedł do domu narzeczonej z podarkiem – głowami cukru. Dłonie Khadijy ozdobiono henną. Ślub miał się odbyć za 2 miesiące.

henna na ślub

Wszystko układało się dobrze aż do tragicznej wieści 5 tygodni później. Mężczyzna, którego miała poślubić Khadija, został ukąszony przez węża i zmarł. W domu zapanowała rozpacz. Nikt nie mógł uwierzyć w nieszczęśliwy los młodzieńca i dziewczyny.

Od tego czasu Khadija niezbyt entuzjastycznie podchodziła do wizji szukania męża. Gdy skończyła 28 lat, zaczęła myśleć, że być może jej przeznaczeniem jest zostać z rodzicami i opiekować się nimi na starość. Drugie i ostatnie zaręczyny Khadijy odbyły się, gdy kobieta miała 37 lat. Jednak narzeczony nagle postanowił po ślubie wyprowadzić się z dala od rodzinnych stron. Chciał zabrać ze sobą przyszłą żonę. Khadija jednak się nie zgodziła. Nie chciała zostawiać rodziców. Zaręczyny zerwano. Od tego czasu ludzie zaczęli szeptać. Że przeklęta, że zaczarowana. Że ktoś rzucił na nią urok. Że patrzy złym okiem. Khadija czuła na sobie te szepty, te ciekawskie oczy.

Mężczyźni ubtani tradycyjnie idą ulicą małego, marokańskiego miasta

Pewnego dnia Brahim wybrał się w podróż do odległego miasta. Rzadko tam bywał. Podróż była długa i niewygodna, więc jeździł, gdy naprawdę musiał. Po wyjściu z trzęsącego się autobusu, w którego bagażniku jechała koza, Brahim otrzepał ubranie, poprawił jellabę i prawie potknął się o mężczyznę siedzącego na krawężniku. Przeprosił wylewnie i skierował swoje kroki do kawiarni. Mężczyzna z krawężnika podniósł się niespiesznie i zaczął podążać za Brahimem. Wypatrzył go wśród innych gości kawiarni, wyłącznie płci męskiej, i bez pytania dosiadł się do stolika.

Mężczyzna opiera się o tradycyjne, marokańskie drzwi

— Jak masz na imię, przyjacielu?
— Jestem Brahim. Przepraszam, że prawie w ciebie wszedłem przy autobusie. Zamyśliłem się. Jak się do ciebie zwracać?
— Moje imię jest nieważne. Jestem chouaf (czyt. szułef; mężczyzna, który widzi, wiedzący).

Ciało Brahima momentalnie zdrętwiało. Może dowie się czegoś o zaginionym synu? Mounir wyszedł z domu lata temu i nie wrócił. Jamila o mało nie oszalała. Z rozpaczy poważnie zachorowała, pluła krwią. Wszyscy myśleli, że to gruźlica, że zaraz umrze. A to matczyne serce pękło. Z czasem Jamila zaczęła żyć normalnie. Rzadko rozmawiali o zaginięciu Mounira, ale nadal jeszcze mieli nadzieję, że syn wróci.

— Chouaf, powiedz mi, czy wiesz coś o moim synu? Wyszedł z domu i…
— Twój syn już nie wróci. Opłacz go, módl się za niego. On nie wróci.

Brahim zdusił w sobie krzyk bólu i żałości. Sięgnął po szklaneczkę z kawą, żeby przykryć emocje. A chouaf mówił dalej.

Pokój w mieszkaniu w Maroku. kafelki

— Twoja córka też jest w niebezpieczeństwie. Dwie kobiety, które są blisko twojego domu, rzuciły na nią urok. Zwróciły się do złego, żeby dziewczyna nigdy nie znalazła męża. Chroń ją.
— Ale o czym ty mówisz, przyjacielu! Kobiety, które są mi bliskie, rzuciły urok na moją córkę?
— Hassana i Fatima. Znasz je?

Chouaf dopił w milczeniu czarną, słodką kawę. W głowie Brahima kipiały myśli. Jak to możliwe, że żona i córka jego najbliższego przyjaciela sięgnęły po czarną magię, żeby zaszkodzić Khadijy? A jeśli to też ich paskudne czary sprawiły, że Mounir zaginął? Jak nienawistnym trzeba być, żeby zrobić coś takiego?

Ta baśń nie ma dobrego zakończenia. Tu dobro nie zwycięża nad złem. Nie wiadomo, co stało się z Mounirem. Khadija nigdy nie wyszła za mąż.

A teraz pomyśl, że to wydarzyło się naprawdę.

Czarna magia w Maroku jest ciągle żywa, czy chcesz w to wierzyć, czy nie. O magii w Maroku piszę tutaj.

Podoba ci się to, co robię? Możesz wesprzeć moją pracę, stawiając mi wirtualną kawę. Bezpiecznie, jednorazowo i bez zobowiązań.

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top
error: Nie kopiuj mojej pracy, dziękuję.