JedzeniePodróże

Co zjeść w Maroku? 12 smaków, których trzeba spróbować choć raz w życiu

Co zjeść w Maroku, pytasz? Zacznijmy od prostego faktu: w Maroku się nie je tak po prostu. W Maroku się ucztuje, dzieli, celebruje. Nawet najprostszy posiłek jedzony na rogu ruchliwej ulicy może smakować jak ambrozja – o ile dasz sobie czas, żeby go naprawdę poczuć.

A teraz… chodź, zaprowadzę Cię na marokański street food tour. Ze mną nie będziesz mieć żadnych wątpliwości, czego spróbować w Maroku!

1. Tajine – klasyka, bez której nie ma Maroka

Jeśli Maroko miałoby zapach, pachniałoby właśnie tajinem. Między innymi ;) Marokańskie ulice pachną kuminem, cynamonem, mięsem duszonym z warzywami albo owocami. Ta gliniana stożkowa pokrywka nie służy do ozdoby – to sekret całej magii.

Nie pytaj, jaki jest „najlepszy tajine”. Każdy ma swój. Kurczak z cytryną konserwową i oliwkami? Jagnięcina ze śliwkami i migdałami? Warzywny z cieciorką? Wszystko zależy od dnia, nastroju i… tego, co „inchallah” przyniesie.

Turystyczne miejsca serwują zwykle kilka standardowych rodzajów tajine’u (spójrz na menu poniżej), ale, gdy poszukasz głębiej lub będziesz mieć szczęście zostać ugoszczonym przez marokańską rodzinę, spróbujesz mniej standardowych smaków. Jeden z moich ulubionych tajine’ów to ten z wątróbką w marynacie chermoula. Dla ciekawych napisałam tekst o taginach. Znajdziesz w nim m.in. przepisy i tipy odnośnie gotowania.

tagine z kurczakiem, kiszonymi cytrynami i oliwkami

2. Couscous – musisz zjeść w Maroku, ale tylko w piątek!

W Maroku couscous to nie jest „kolejna potrawa”. To piątkowy rytuał. Coś jak rosół i schabowy na niedzielny obiad w Polsce. Piątek jest dniem obowiązkowej modlitwy w meczecie i obowiązkowo tego dnia na stole musi być kuskus. Nie zliczę, ile piątków spędziłam w domu mojej marokańskiej teściowej i ile kuskusów mi zaserwowała. To piękny moment, gdy rodziny zasiadają przy jednym wielkim talerzu i dzielą się parującym couscousem z warzywami i mięsem. Większość osób je kuskus łyżką, ale są jeszcze specjaliści, którzy jedną ręką nabierają trochę kaszy i pozostałych składników, a potem zgrabnie podrzucając, toczą równiutką kuleczkę. Wszystko jedną ręką, przypominam!

Czasem gospodyni polewa kuskus cebulowym sosem z rodzynkami, czasem podaje z masłem i mlekiem – jeśli masz szczęście, trafisz na oba. Ale jedno jest pewne – prawdziwego couscousa nie je się w poniedziałek. Serio.

couscous, marokański kuskus

3. Harira – zupa, która pachnie domem

Nie znam Marokańczyka, któremu nie zakręci się łza w oku na myśl o misce hariry. To zupa z duszą, ja mówię na nią „pomidorowa de luxe” – pomidorowa baza, soczewica, ciecierzyca, mięso i aromatyczne przyprawy. Zazwyczaj serwowana w Ramadanie, wtedy jada się ją praktycznie codziennie.

Harira według mnie najlepiej smakuje z daktylem i jajkiem na twardo, w gwarnej kuchni, gdy słońce dogasa, a z meczetu słychać modlitwę. Marokańczycy za to najczęściej jedzą ją z chlebem khobz.

harira

4. Marokańskie tacos – fast food z charakterem

Niech Cię nie zmyli nazwa. To nie są meksykańskie tacos. To są marokańskie kanapki-bomby, z frytkami, mięsem i serem, zawinięte w placki tortilli i podawane na ciepło. Polecam do popicia wziąć marokański napój klasyk, czyli Hawai.

Sprzedawane przy ulicznych budkach, owinięte w papier, podawane w tak bardzo charakterystycznych, lokalnych miejscach z kolorowymi, plastikowymi krzesłmi. Są tłuste, są niezdrowe, są GENIALNE. Zwłaszcza o północy, po całym dniu chodzenia po medinie. Jeśli masz zjeść w Maroku tylko jeden fast food, niech będzie to właśnie tacos.

5. Ton o l7ror (czyt. lhoror)

Tuńczyk, cebula, zielone oliwki, harissa, serek topiony i keczup. Zapakowane w świeżą bagietkę i podgrzane w opiekaczu. Tyle. A jednak ta kanapka zjada całą konkurencję. Tak smakuje dzieciństwo Marokańczyków.

Tej kanapki nie znajdziesz w turystycznych miejscach. To raczej sekretny kod lokalsów. Sprzedawana w garażach albo z wózka ustawionego przy wejściach miejskich basenów. Najlepsze są te robione z miłością, obfitością, ale zawsze szybko i sprawnie. Jak oni to robią i nie rozsypują niczego wokoło? Nie mam pojęcia. Tylko musisz znać hasło – „ton o l7ror” albo „khanz o bnin”. To drugie oznacza „cuhnący i pyszny” hahaha, bardzo slangowe i mój mężu się zawsze wkurza, kiedy tak mówię ?

sandwich co zjeść w maroku

6. Baghrir – tysiące dziurek, tysiąc powodów, by kochać

Baghrir to naleśnik idealny – miękki, lekki, porowaty, wchłaniający masło z miodem jak gąbka. Jada się go rano na śniadanie, lub na podwieczorek czyli kaskrot, z kawą lub miętową herbatą.

Możesz go kupić u starszej pani z obwoźnego stoiska, a czasem nawet siedzącej na chodniku z misą ciasta i patelnią. Zapewniam Cię – ten „street food” ma więcej serca niż niejedna restauracja.

baghrir

7. Malwi i harcha – duet na śniadanie

Malwi to taki marokański naleśnik o cieście jak croissant – listkowany, smażony, lekko tłusty. Może być również z nadzieniem z mięsa, papryki i cebuli. A harcha? To bardziej konkretna siostra, placek z semoliny, przypominający placka kukurydzianego.

Jedz z miodem, serkiem, oliwą lub… solo, siedząc na krawężniku i patrząc na chaos miasta. Koniecznie popijając herbatą z miętą!

malwi, harcha

8. Sok z granatu – kwaśno-słodka rozkosz

Granaty w Maroku są jak rubiny – lśniące, ciężkie, pełne życia. Sprzedawcy na ulicach wyciskają z nich sok na Twoich oczach. Świeży, zimny, lepki.

Nie da się go zapomnieć. Jak tego pocałunku, który wydarzył się w… Sam(a) już wiesz najlepiej.

9. Sok z trzciny cukrowej – za dużo cukru? Naah!

Może i nie wygląda zbyt apetycznie. Maszyna mieli wielką trzcinę, sok leje się do plastikowego kubka. Ale spróbuj – to jak zastrzyk słońca w żyłę. Naturalny cukier wymieszany z sokiem z limonki. Idealny, gdy ledwo żyjesz od upału.

10. Kawa z przyprawami – czyli magia w plastikowym kubku

Uliczny sprzedawca, mała butla gazowa, metalowy czajnik. Kawa gotowana z cynamonem, imbirem, pieprzem i kardamonem, a może z zupełnie inną mieszanką, bo każdy ma swoje sekretne składniki i proporcje. Moja teściowa na przykład zawsze dodaje oregano.

Kawa tak mocna i słodka, że ciarki przechodzą, ale też tak prawdziwa, że chcesz więcej.

11. Pastilla – danie główne, które udaje deser. A może odwrotnie?

Pastilla to potrawa, która łamie wszelkie kulinarne zasady. Bo jak wytłumaczyć danie, które wygląda jak deser, pachnie cynamonem, a w środku… kryje mięso? Cienkie warstwy ciasta filo, soczysty farsz z gołębia (albo kurczaka – ta wersja jest bardziej dostępna), migdały, cukier puder i przyprawy. To wszystko zapieczone w zgrabnej kopercie, którą najpierw oglądasz z podziwem, a potem… zakochujesz się z pierwszym kęsem. Marokańskie wesele? Zawsze z pastillą. Elegancka kolacja? Pastilla. Tylko bądź gotowa – to smak, który na długo zostaje w głowie.

12. Ciasteczka z migdałami – słodka biżuteria na talerzu

Nie sposób wrócić z Maroka bez przynajmniej jednego pudełka ciastek, które wyglądają jak ręcznie robione dzieła sztuki. Najczęściej spotykane są te z nadzieniem z migdałów – czasem kruche, czasem bardziej jak marcepan, zawsze słodkie, aromatyczne, pachnące wodą różaną i masłem. Serwowane przy okazji świąt, ślubów, ale i… tak po prostu, do herbaty. W kształcie księżyców lub kwiatów, najpiękniejsze są te delikatnie zdobione lukrem, z pistacjami na czubku, które aż szkoda zjeść. Ale zjeść trzeba – choćby dla samego doświadczenia.

marokańskie ciastka

Na koniec: nie jedz sam(a).

W Maroku jedzenie to pretekst do bycia razem. Zawsze jest kawałek chleba więcej. Zawsze znajdzie się miejsce dla niespodziewanego gościa. I zawsze – naprawdę zawsze – ktoś zapyta: „Czy jadłaś?”

Jeśli podoba Ci się, jak piszę, uważasz moje treści za ciekawe i przydatne, postaw mi wirtualną kawę. W ten sposób wspierasz moją pracę i pomagasz utrzymać platformę. Ten blog jest dla Ciebie! Dzięki!

wirtualna kawa
error: Nie kopiuj mojej pracy, dziękuję.